______________________________
Podczas pandemii trochę utyłam z braku ruchu. Nie wiem, ile dokładnie, bo nie mam w domu wagi, ale nie sądzę, żeby było to więcej niż dwa czy trzy kilogramy, bo wciąż wyglądam szczupło, zwykle noszę rozmiar 40. Szczerze mówiąc, nawet bym tego utycia nie odnotowała, gdybym nie wpadła na brzemienny w skutkach pomysł, żeby kupić sobie nowe dżinsy.
Poszłam do centrum handlowego, do jednej z sieciówek specjalizujących się w spodniach tego typu. Jestem wysoka, więc w sklepach, w których nie można dobrać oddzielnie szerokości w pasie i długości nogawki, wszystko ma przykrą tendencję do bycia na mnie za krótkim. Do rzeczonej sieciówki wkroczyłam więc pełna optymizmu i poprosiłam ekspedientkę o modne ostatnio tak zwane mom jeans. Nie zrozumiałam, dlaczego na tę prośbę zmierzyła mnie wzrokiem i wydawała się nie wiedzieć, czego w ogóle tu szukam. Zrozumiałam to dopiero wtedy, gdy z niechęcią podała mi kilka par spodni i w przymierzalni okazało się, że wszystkie były za małe. Poinformowałam ją o tym, jeszcze nie tracąc nadziei. Myślałam, że większy rozmiar załatwi sprawę. Niestety okazało się, że w ofercie tego sklepu (nie na stanie w tym konkretnym punkcie, w ofercie w ogóle) istnieje już tylko jeden większy rozmiar i sprzedawczyni może mi zaoferować w nim tylko jedną ostatnią parę spodni, bo nawet nie mają w nim wszystkich modeli. Ta ostatnia para też była za mała.
I tak wyszłam ze sklepu, dowiedziawszy się, że moja dupa o rozmiarze 40 ma tak gargantuiczne gabaryty, że oto na niej kończy się ludzkie pojmowanie dup i nawet ostatni, trudno dostępny rozmiar w wyspecjalizowanym w dżinsach sklepie nie jest w stanie objąć jej potęgi. Poczułam się po prostu oszukana. Ktoś próbował mi coś wmówić.
Nigdy wcześniej nie miałam kompleksów w związku z moim wyglądem. Ani jako dorosła, ani nawet jako nastolatka nie widziałam problemów w moim ciele. Po prostu miałam dość szczęścia, żeby mój wygląd na tyle wpasowywał się we współczesne standardy atrakcyjności, aby nie mając aspiracji do stania się wielką pięknością, spokojnie sobie żyć w moim ciele, nie zastanawiając się nad nim za bardzo. Nigdy się nie odchudzałam.
Dlatego czymś obcym było, gdy zaczęłam łapać się na tym, że podczas jedzenia przez głowę przychodzą mi nieprzyjemne myśli. Czasem mimo że nie zdążę się jeszcze najeść, zastanawiam się, czy nie jem za dużo. Zdarza się, że zatrzymuję się przed lustrem i dokładnie oglądam mój brzuch, chociaż nie zdarzało mi się to wcześniej.
Mam pełną świadomość, że przemysł odzieżowy i kosmetyczny, nie mówiąc o dietetycznym, to olbrzymie maszyny zaprojektowane do wmuszania w kobiety kompleksów, aby sprzedawać im rozwiązania na stworzone przez nie problemy, ale to mnie nie uchroniło. Wciąż wiem, że utyłam naprawdę nieznacznie i w żadnym wypadku nie mam problemu z nadwagą, ale teraz zaczynam się dopatrywać miejsc na moim ciele, w których tłuszczu mogłoby być mniej. I czuję delikatną pokusę, żeby kupić wagę.
Jaki z tego morał? Samotna walka z manipulacją prowadzoną przez przemysł odzieżowy jest trudna, więc może przeczytacie ten tekst i poczujecie, że nie jesteście same, nie jesteście sami. Ani rozmiar 40, ani 42, ani większy to nie powód, żeby bić na alarm i na nasze dupy powinno dać się normalnie kupić spodnie.
______________________________
Eśka
Czytelniczka i dziewiarka, w sieci można ją spotkać na: facebook.com/margajek.